Info

avatar Ten blog i rower prowadzi axass z miasteczka Gałków Mały. Na razie mam przejechane 198699.57 kilometrów w tym 10401.71 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.76 km/h.
Więcej o mnie.
------------------------------------------ Follow me on Strava ------------------------------------------
2012 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl

2022 baton rowerowy bikestats.pl
---------------------------------------------- Flag Counter ---------------------------------------------- Realtime Website Traffic ----------------------------------------------

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy axass.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2016

Dystans całkowity:2187.87 km (w terenie 130.00 km; 5.94%)
Czas w ruchu:161:03
Średnia prędkość:13.59 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Suma podjazdów:11992 m
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:91.16 km i 6h 42m
Więcej statystyk
  • DST 16.70km
  • Czas 01:06
  • VAVG 15.18km/h
  • Podjazdy 111m
  • Sprzęt Cube Analog
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 13

Środa, 17 sierpnia 2016 · dodano: 19.08.2016 | Komentarze 5

Dzień 13
Rano jeszcze szybki wypad nad jezioro Turkusowe i mała rundka po Wolińskim Parku Narodowym a potem to co lubię, czyli szum morza i piasek pod nogami. Spacer był tak miły że przerobiłem około 20 km. Wdrapałem się na Kawczą Górę z której rozciąga się panorama na Zatokę Pomorską, oglądnąłem najwyższe w Polsce wzniesienie klifowe czyli wzgórze Gosań i tak sobie chodząc czasem leżąc na piasku kontemplowałem cały wyjazd, zbierałem odczucia i segregowałem przeżycia zakraszając to wnioskami. Dziwne uczucie że jeszcze tak świeże wspomnienia Kamiennego mostu czy wizyty w Berlinie zaczynały się już zacierać. Szybko czas minął. Zjechałem kawał drogi nocując gdzie popadło, czasem pobłądziłem, czasem jechałem jak żółw a czasem gnałem jak gepard z bagażem. Te kilka dni nakarmiło mnie wspomnieniami których w ciągu roku nie uzbieram. Trasa taka to doskonała odskocznie od ludzi, od zgiełku i pędu. Rowerowa samotnia sam na sam z naturą i całym wachlarzem krajobrazów, począwszy od gór i meandujących rzek na morzu i europejskich aglomeracja skończywszy. Żadne biuro podróży nie zafunduje takiego wypadu. Sama infrastruktura szlaku i oznaczenie jest na 4+ bo zdarzały się potknięcia. Gdyby nie posiadany wcześniej zapisany ślad być może pobłądziłbym bardziej. Czasem na tabliczkach brak było oznaczenia szlaku a właściwie oznaczenie było ale wyblakłe przez co z daleka niewidoczne, czasem brakowało mi jasnej i łopatologicznej sugestii gdzie jechać. Jednak na trasie 630 km mają prawo wystąpić takie zająknięcia.

Dzień 14
A wisienką na torcie była podróż PKP intercity. Do tej pory nie miałem dobrych wspomnień z przewożeniem roweru w PKP.Ten jednak powrót był idealny. Nowy skład, przystosowane miejsca do przewozu rowerów, cisza spokój, prywatne miejsce przy rowerze i tabliczka nad moją głową informująca o rezerwacji i skąd dokąd jadę. Nie trzeba było się z nikim użerać, szukać miejsca w przeciskać się rowerem między bagażami. Szapo Ba PKP!

jeziorko turkusowe


posiadówka na plaży


klifu Wolińskiego Parku Narodowego
widok z Kawczej Góry





  • DST 17.00km
  • Czas 01:31
  • VAVG 11.21km/h
  • Podjazdy 46m
  • Sprzęt Cube Analog
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 12

Wtorek, 16 sierpnia 2016 · dodano: 19.08.2016 | Komentarze 0

Dzień 12
Psychiczne zbieranie się do powrotu ale najpierw nocleg bo skoro już jestem na Bałtykiem to jakaś nagroda musi być. Pojechałem szlakiem międzynarodowym R10 do Międzyzdrojów, minąłem mrowisko czyli pole kempingowe przy plaży i potem pogodziłem się z myślą że jednak kimnę gdzieś na dziko. Ale na głównym placu zrobiłem w tył zwrot i poszedłem do PTTK a tam... królewski nocleg i przesympatyczni ludzie. Wziąłem dwa noclegi za 60 zeta i przeszczęśliwy udałem się na
swoją izbę a potem po bilet powrotny. Przy okazji dałem się obfotografować prze szczęśliwemu prezesowi ośrodka który powiedział że to właśnie dla takich wędrowców przygotował miejscówki. Oczywiście bez wi-fi i jacuzzi ale prąd, czajnik, dwa wyra były. Jak na moje wymagania to salon. W Międzyzdrojach trochę się pokręciłem, popatrzyłem jak wygląda nocne życie Alei Gwiazd, walnąłem kilka Bosmanów zajrzałem na najdłuższe betonowe molo w Polsce i zaległem na kwaterze.

schody na Kawczą Górę


międzyzdrojski zaułek


zachód z molo w tle




  • DST 159.75km
  • Czas 08:29
  • VAVG 18.83km/h
  • Podjazdy 555m
  • Sprzęt Cube Analog
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 11

Poniedziałek, 15 sierpnia 2016 · dodano: 19.08.2016 | Komentarze 0

Dzień 11
Standardowo pobudka - bez tego elementu nie ma dalszej jazdy. Przez przypadek odbiłem na polską stronę, ale po godzinie byłem już na właściwej trasie. Przeoczyłem rozjazd i stąd tymczasowy powrót do kraju. Zastanawiałem się czy czasem nie jechać do Szczecina i wracać, ale jak powiedziało się "A" trzeba powiedzieć "By" i przejechać traskę. Plan na dziś to objechanie zalewu Szczecińskiego od zachodniej strony i wjazd przez wyspę Uznam na prom do Świnoujścia. Na początku wyśmienity singielek między sosenkami, z sakwami trochę ciężko się manewrowało ale frajda z jazdy była 100%. Dalej momentami było piekielnie nudno a że lubię sobie komplikować jazdę to skręciłem na drogę usianą płytami. To był test wytrzymałości dla 4 liter. Mocny test!!!Postój w Ueckermunde. Tu przy plaży spróbowałem klasycznej "Kartoffelsalat" porcja wybitnie dziecięca. Potem już pojechałem klasykiem czyli kebabem z kurczakiem i po dopchnięciu poprzedniej śladowej sałatki ruszyłem dalej. Do Ahlbeck docieram dość późno bo chyba około 20 stej. Ale przed tym wdałem się jeszcze w nudną jazdę wokół wyspy Uznam oczywiście cały czas wiadomym szlakiem. Pól i łęgów w pewnym momencie miałem przesyt a mój zad trasy bo bruku i kamieniach. Ahlbeck jak to niemieckie miasteczka estetyczne i schludne. I... plaża oraz koniec mojej wędrówki szlakiem, jakoś tak nagle i niespodziewanie. Na plaży przysiadłem się do starszej niemki i trochę z nią podukałem mówiąc skąd jadę, posiłkowałem się przy tym mapą dla lepszego zobrazowania sytuacji. Robiło się chłodno więc dzida na prom i na drugą stronę do Świnoujścia w poszukiwaniu noclegu. Na chęciach się skończyło. Nigdzie nic nie ma więc cisnę do Międzyzdrojów ale po drodze postanawiam jednak się rozbić. W Świnoujściu o tak późnej porze z pieczywa była tylko Wasa więc dokupiłem do niej ser i fit posiłek jak znalazł. To był najgorszy nocleg. Gdzieś w środku lasu ale było słychać ruch samochodów. W nocy usłyszałem dziwne stąpania i sapanie, prawdopodobnie łoś łazęga podszedł zaciekawiony, ale jak szybko podszedł tak szybko polazł. Rano jeszcze wizyta dzika i lokalną faunę miałem z głowy.


takie noclegi tez były w ofercie


plażing w Ueckermunde nad Zalewem Szczecińskim


dokładnie nie wiem co tam mogło się znajdować ale wisiał rower więc pewnie coś dobrego


wjazd na wyspę Uznam


widok z promu w Świnoujściu




  • DST 143.85km
  • Czas 07:41
  • VAVG 18.72km/h
  • Podjazdy 685m
  • Sprzęt Cube Analog
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 10

Niedziela, 14 sierpnia 2016 · dodano: 19.08.2016 | Komentarze 0

Dzień 10
Kontynuacja trasy Odra-Nysa, sporo pól, przestrzeni, wiatru. Cel na dziś to zobaczyć krzywy las koło Gryfina. w Gryfinie zakupy ale nie przy lewiatanie bo tam stali łysi lokersi z browarami w ręku a mając w pamięci wczorajsze przywitanie nie byłem w nastroju na uskutecznianie przyjaźni polsko-polskiej. Krzywy las - ot taka ciekawostka. Jest wiele teorii na jego powstanie. Moja jest taka że leśnictwo chciało na ławkach zaoszczędzić i dla tego powsadzało kubełkowate sosny. Po obfoceniu miejsca dzida w dalsza trasę. Droga trochę przynudnawa, miejscami płyty na których się super podskakuje a rower wydaje stukot jak wysłużony pociąg.


biały rower ale raczej zachęca do skorzystania z usługi pensjonatu niż upamiętnia śmierć rowerzysty


jak las to wiadomo że dużo zielonego



dworek w Penkun


zamek w Locknitz


wjazd do Gryfina


krzywy las koło Gryfina



i kolejna miejscówka z 5 gwiazdkowym widokiem noclegowym



  • DST 166.42km
  • Czas 08:28
  • VAVG 19.66km/h
  • Podjazdy 793m
  • Sprzęt Cube Analog
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 9

Sobota, 13 sierpnia 2016 · dodano: 19.08.2016 | Komentarze 2

Dzień 9
Pobudka! Patrzę na lewo a jakieś 300 metrów ode mnie stoi Polizei mit Hund!!! Okazało się że barierki które mijałem poprzedniej nocy to ogrodzenie ośrodka szkolenia psów policyjnych. Nie chcąc zostać pozorantem dla wilczura wszamałem szybko pasztecik tak co by mnie piesia nie wywąchała i ekspresowo zwinąłem obozowisko. Jak się załadowałem ze wszystkim na rower Polizei odjechał. Nosz god damn! Śniadanie i pakowanie w stresie. Nic to. Korzystając że spakowany byłem przed 9 tą zerknąłem na mapę, potem na GPS i okazało się że pod ręka mam Berlin a właściwie to jedyne 63 km do niego. Takiej okazji nie mogłem przepuścić. Ruszyłem. Potwierdziła się obiegowa opinia o niemieckich kierowcach. Omijali mnie z co najmniej dwumetrowym dystansem. A przed tym manewrem jeszcze zwalniali. Dziwnie się czułem mając w pamięci polskie mijanie "na gazetę". Dojechałem do Berlina po 12 stej. Z początku miałem obawy jak tu się poruszać ale wystarczyło jedno skrzyżowanie i wszystko stało się jasne. Pasy dla rowerzystów, przejścia dla rowerzystów, światła dla rowerzystów. To wszystko było logicznie pomyślane z myślą o bezpieczeństwie rowerzysty. Do Bramy Brandenburskiej dojechałem w większości drogami dla rowerów. A jeśli już jechałem asfaltem to nie wiem czemu ale czułem się ponad wyraz bezpiecznie. W centrum Berlina masa żeby nie powiedzieć rzesza ludzi i rowerów. Rowery porozrzucane, poprzypinane wszędzie. Ta zbita masa pieszych i rowerzystów na zielonych światłach się rozpierzchała żeby potem gdzieś indziej znów się zbić w konglomerat. Wszystko to odbywało się bezkolizyjnie i bez żadnych pretensji. Pełna kultura kierowców którzy traktują innych uczestników ruchu na równi ze sobą. Aczkolwiek zauważyłem że co poniektórzy berlińscy bajkerzy uprawiali wolną amerykankę jeżdżąc asfaltem zamiast elegancką drogą rowerową. Ale uchodziło im to na sucho i żaden kierowca nie wyrażał swojej dezaprobaty klaksonowaniem tylko grzecznie jechał za bajkerem. Po zwiedzaniu tradycyjny berliński posiłek czyli kebab z kurczakiem od lokalnego turka i powrót częściowo tą samą drogą. Na dokładkę udało się jeszcze dojechać do wcześniej planowanej podnośni statków. Moc atrakcji!!! Nocleg jak zwykle na dziko przy Odrze. Wcześniej zakupy w tym samym sklepie co wczoraj. Na wyjściu gostek na zachodniopomorskich blachach widząc mnie przed sklepem krzyknął złowieszczo "dawaj rower". Ciepłe przywitanie po powrocie do ojczyzny, Yaep!


pierwsze skrzyżowanie gdzieś na przedmieściach Berlina



ruch rowerowy odsunięty od krawędzi żeby być lepiej widocznym dla kierowców


jak dostajemy zielone światło gnamy prosto, jak skręcamy w lewo ustawiamy się grzecznie po prawej stronie w wyznaczonym miejscu i czekamy na rowerowe zielone, zawsze jesteśmy widoczni i nie jesteśmy spychani


socjalistyczna pamiątka - pomnik Ernsta Thälmanna


pomnik pomordowanych Żydów Europy


i spora satysfakcja po dojechaniu do Bramy Brandenburskiej


i zwieńczenie bramy czyli kwadryga z boginią zwycięstwa Wiktorią


pamiątkowa focia


Reichstag


Reichstag noch einmal


tradycyjnie pamiątkowa focia


Białe Krzyże poświęcone uciekinierom z NRD którzy zginęli próbując przedostać się przez mur. Na drugim planie rzeka Sprewa


rowerolandia


a to już podnośnia statków w Niederfinowie






  • DST 161.86km
  • Czas 08:06
  • VAVG 19.98km/h
  • Podjazdy 331m
  • Sprzęt Cube Analog
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 8

Piątek, 12 sierpnia 2016 · dodano: 19.08.2016 | Komentarze 0

Dzień 8
Pobudka, poranne czynności namiotowe i dalej w trasę. Tutaj jest zdecydowanie płasko, pola i łęgi jak okiem sęgnąć. Mijam miejsce gdzie Nysy wpada do Odry i teraz już wzdłuż niej wędruję. I cały czas ta błoga cisza, spokój i niespieszna jazda... potem była już bardziej spieszna bo dostałem wiatr w plecy a jechało się wybornie więc nawet zbyt wiele nie stawałem na focisze. Pod koniec odbijam do Osinowa Dolnego czyli do najbardziej na zachód wysuniętej miejscowości w Polsce z nadzieją na znalezienie legalnego noclegu. Z tą nadzieją jadę aż do Cedyni przy okazji podglądając co niektóre obiekty. Nic nie znalazłem. W drodze powrotnej drepczę do sklepu a że to piątek wdaje się w przyjacielską pogawędkę z lokalnym gościem z jak wywnioskowałem po dialekcie, kolejnym browarem w ręku. Dowiedział się skąd i jak jadę to przetrzeźwiał. Zbiliśmy piątkę i przeszliśmy na "ziomek". Zaoferował nawet nocleg w Szczecinie. Miły gość. Na pewno bardziej kontaktowy niż niemiaszki ze swoim "hallo". Wracam do Hohenwutzen poszukać jakiegoś zimmer freia i lipa. Zaczęło kropić więc pojechałem tradycyjnie poszukać spokojnej polanki. Pojechałem w kierunku jutrzejszej atrakcji czyli podnośni statków w Niederfinowie. Polankę znalazłem tuż po 21 szej.


i dalej w ospałe uliczki


po drodze mijam apartamenty z kefetyryją


ruiny elektrociepłowni


miasteczko Eisenhuettenstadt


miejsce gdzie Nysa łączy się z Odrą


Frankfurt nad Odrą


a we Frankfurcie takie zmyślne wynalazki


łapę w kadrze Bielika


w dwójkę raźniej i wiadomo kto na głowę nasra


i docieram do Osinowa Dolnego, tu widok na Odre z mostu prowadzącego do tej miejscowości


pomnik bitwy od Cedynią


i na zakończenie cedyński kościółek




  • DST 148.72km
  • Czas 08:04
  • VAVG 18.44km/h
  • Podjazdy 502m
  • Sprzęt Cube Analog
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 7

Czwartek, 11 sierpnia 2016 · dodano: 19.08.2016 | Komentarze 2

Dzień 7
Noc była mroźna, rano w namiocie miałem 8 st C. Naprawdę fajnie że nie wziąłem nogawek. Krioterapia i to na łonie natury. Trasa malownicza, znów wiodła przez spokojne miasteczka wśród zieleni, błękitu oraz urokliwych zabytków. Pełna esencja jazdy. Cisne do Kromlau zobaczyć park rododendronów i magiczny kamienny most.Tu pomijając zachwyt nad oznakowaniem trasy gdzieś się gubię. Wjeżdżam na swoją trasę ale z jakimiś dziwnymi numerkami. Prawdopodobnie to odnogi trasy głównej. Ale twardo jadę i szwędam się wśród oznakowań. W końcu docieram do Kromlau. Na żywo most prezentuje się fenomenalnie. Na prośbę Niemców strzelam im fotę potem oni mi i po małej pogawędce czyli w moim wypadku niemieckim dukaniu kieruję się do Bad Muskau. Wpadam na popas do Łęknicy a tam stragan na straganie, handelek kwitnie w najlepsze. Pokręciłem się po transgranicznym Parku Mużakowskim, jest tam gdzie pojeździć i na co popatrzeć. Docieram do Gubina. Tutaj największe wrażenie robi na mnie Fara wzniesiona w 1324 roku. Jeszcze raz powtórzę - robi wrażenie! Po zakupach jadę dalej i rozbijam się gdzieś na skraju polanki.


pobudka



pobudka i kontemplacja okoliczności przyrody


w oczekiwaniu na słońce


mimo wyraźnych oznaczeń i tak z deczka pobłądziłem


kamienny most w parku rododendronów, szkoda że to nie pora kwitnienia


ciąg dalszy tej pomysłowej inżynierii środowiskowej


i następne


i pamiątkowy strzał


tu już zamek w Bad Muskau i park Mużakowski


zamek


próba zpanoramizowania obszaru a jest on niebywale rozległy


a to już sąsiednia Łęknica, widać różnicę


dalej w drogę różnymi klimatami


flavor słoneczników


po drodze mijam  sporo zabytkowych kościółków - ten akurat wpisany został na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO


dalej na trasie Odra- Nysa


meandrująca Nysa


Fara w Gubinie




  • DST 131.17km
  • Czas 06:51
  • VAVG 19.15km/h
  • Podjazdy 909m
  • Sprzęt Cube Analog
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 6

Środa, 10 sierpnia 2016 · dodano: 19.08.2016 | Komentarze 2

Dzień 6
Zimno i pochmurno ale nie pada więc jadę przez Czechy do Bogatyni. Cel na dziś to Porajów czyli trójstyk Granic i wjechanie już na docelową ścieżkę Odra -Nysa. Do Bogatyni, nudno i posępnie, chłodno i wieje. To jeden z gorszych odcinków na trasie. o 14 stej dobijam do Porajowa i po małym wywiadzie w sklepie docieram do trójstyku granic. Wcinam polską parówkę na czeskiej ławce, po niemieckiej stronie zaś ją wydalam. Czyli światowo :). Po chwili wjeżdżam już na międzynarodowy szlak rowerowy "Odra – Nysa" zaczynający się u źródła Nysy Łużyckiej w czeskiej miejscowości Nova Vies i dalej biegnący wzdłuż Odry aż do wyspy Uznam do miejscowości Ahlbeck. Właściwie trasę zaczynam trochę dalej nie od samego źródła ale ważne że zaczynam:) .Od tej pory będą mi towarzyszyć znaki, strzałki i oznaczenia wszelkiej maści, w większości eleganckie asfalty i zerowy ruch na drodze. Pierwsze wrażenie - "zajebiście" infrastruktura na wysokim poziome, logiczne oznaczenia tras (choć zdażało się pobłądzić ale o tym dalej). Co chwila ławeczki, restplace, śmietniki i uśmiechnięte niemiaszki. Ruszam do Gorlitz czyli Zgorzelca zobaczyć ile dziś zdołam przemielić kaemków. Początek trasy jak dla mnie bajeczny i zdecydowanie najciekawszy. Droga malowniczo wije się wzdłuż Nysy, są podjazdy, serpentynki, świeża zieleń i zaczęło wychodzić słońce co wpłynęło na jakość pedałowania :). Po drodze mijam zabytkowe dworki, spokojne miasteczka, jadę klimatycznymi uliczkami i delektuję się widokami.


w oddali Turów



pamiątkowa fota tym razem z tablicą Porajów



i cel czyli trójstyk granic


początek trasy, od tej chwili powinien mnie interesować jedynie znaczek w trójkąciku oznaczający szlak Odra-Nysa


infrastruktura rowerowa szlaku


ławeczki takie że można usiąść pod lub z wiatrem w zależności od preferencji


trasa przy Nysie Łużyckiej


ciąg dalszy trasy


z Nyską w tle


po drodze zamki, zameczki, pałacyki, dworki, jest na czym oko zawiesić


mijamy mosty, mosteczki, kładki


aż się chce pedałować


Goerlitz - Peterskirche


uliczki z bogata historią


można było sobie tu spokojnie pofocić


jest klimat


dalej ku zachodowi słońca


taka cisza i spokój, monopoli nie mają i dla tego


koniec dnia i pierwszy nocleg na dzikusa jakieś 100 metrów od trasy rowerowej




  • DST 29.53km
  • Czas 02:07
  • VAVG 13.95km/h
  • Podjazdy 715m
  • Sprzęt Cube Analog
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 5

Wtorek, 9 sierpnia 2016 · dodano: 19.08.2016 | Komentarze 2

Dzień 5
Poranek był mało fortunny bo cały czas padało. Po nerwowym sprawdzaniu prognoz pogody na telu postanowiłem zostać jeszcze jeden dzień. W końcu to miała być jazda bez napinki z raczej ogólnym planem jazdy. Po kilku godzinach pojawiły się zamiast deszczu mniejsza i większa mżawka. Nie usiedziałem i ruszyłem pośmigać po Świeradowie. I koniec końcem wjechałem na Smrek. Niestety nie wziąłem lub też zgubiłem (są dwie wersje) nogawek i całą drogę śmigałem w krótkich spodenkach co przy temperaturę 13 stopni i wilgotności 100 % nie jest zbyt przyjemne. Asfaltowy podjazd zdecydowanie mnie rozgrzał natomiast na zjeździe już czułem jak mi ścięgna tężeją więc jechałem na hamplu kręcąc jałowo korbą byle tylko stawy były w ruchu. Ale szczyt ponad 1100 metrów klepnięty z nieukrywaną satysfakcją. Podjazdy w granicach 6 do 21%. Brak turystycznej pogody sprawił że na trasie nikogo nie było także bez zakłóceń upajałem się okolicznościami przyrody. Na kwaterze ciepły prysznic i ogólnie eliksir rozgrzewający aplikowany do wewnątrz ciała:). Pierwszy nocleg kosztował 50 zeta co, ciekawe miła Pani sama od siebie zaproponował 30 zeta za drugi tak żeby nie było zbyt drogo :) Pewnie jej żal było że dymam tyle kilosów rowerem :) W każdym bądź razie polecam kwaterę. Chętnym mogę podklepać namiar na priv.

a potem przyszła ściana płaczu


strumyk - prawdopodobnie Kwisa


ten sam strumyk za to miejsce inne


a to już na podjeździe na Smerk. Jedyny postój na początku i potem ogień w górę


to już wypłaszczenie na szczycie


i pamiątkowy focisz dla potomności


samotna wieża widokowa


i zapierający dech w piersiach widok, bosko!!!


jeszcze strzał żeby cokolwiek było w tej mgle i zjeżdżam stąd


wieczorne kompletownie




  • DST 103.63km
  • Czas 06:19
  • VAVG 16.41km/h
  • Podjazdy 1576m
  • Sprzęt Cube Analog
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 4

Poniedziałek, 8 sierpnia 2016 · dodano: 19.08.2016 | Komentarze 5

Dzień 4
Poranny serwis bajka, narobił się chłopina wczoraj oj narobił. Po napompowaniu opon, smarowaniu łańcucha i ogólnych czynnościach higienicznych roweru wyruszam dalej dopiero około 11 stej. Trafiam do domu kata lub cuta (czyli do miejsca muzyki House:) i dalej do Karpacza. Jak zwykle podjazd super a końcówka czyli wejście a właściwie wjazd do świątyni Wang po kocich łbach jeszcze lepsze. Momentami znów było 14%. Upał był niezgorszy. Po wjeździe myślałem że mi serce wyskoczy ale adrenalina i dawka endorfin była w końskiej dawce plus bezcenne miny turystów męczących się z buta. "Widzisz Asiu masz problem żeby podejść a Pan na rowerze wjeżdża" na co Asia "Taaa! chyba elektrycznym":). Dalej do Jeleniej Góry i na wiadukt kolejowy nad jeziorem Pilchowickim. Całe miejsce okazało się hitem dotychczasowej drogi. Malowniczy wiadukt, klimatyczna stacja kolejowa z widokiem na jezioro, tama, ścieżka rowerowa i prawie brak ludzi sprawiły że zapamiętałem to miejsce jak najbardziej pozytywnie. Widoki na jezioro piękne, most na żywo robi wrażenie, ogólnie panuje tutaj wysoka przyrodnicza i krajobrazowa estetyka. Doskonałe miejsce żeby spędzić tam jeden dzień i spokojnie się poszwędać. Następny przystanek Świeradów Zdrój i poszukiwania legalnego noclegu. Po kilku telefonach i przekierowaniach z kwatery do kwatery trafiam do miłej Pani i po chwili zażywam relaksu na miękkim łóżku.

serwus


dom kata jak głosi napis na ogrodzeniu


zabawki pana Kata
zabawek ciąg dalszy



taki otulony zielenią pałacyk


pamiątkowa fota z tablicą, miasto monitorowane - od razu poczułem się bezpieczniej


świątynia Wang w Karpaczu - przeniesiony w 1842 z miejscowości Vang, leżącej nad jeziorem Vangsmjøsa w Norwegii


świątyni ciąg dalszy


jak kadłub łodzi Vikingów


moje ulubione miejsce - wiadukt kolejowy w Pilchowicach


ciąg dalszy wiaduktu - tu jest flavor


malownicze jeziorko jak i cała miejscówka


stacja kolejowa z widokiem na jezioro


ciąg dalszy pilchowickich widoków


zapora na rzece Bóbr



budynki techniczne


uroczo usytuowane nad Bobrem


kawał zębatki


widok z tamy


po drodze wodowanie, kto bogatemu zabroni


i już na kwaterze z normalnym sanitariatem