Info

avatar Ten blog i rower prowadzi axass z miasteczka Gałków Mały. Na razie mam przejechane 198782.34 kilometrów w tym 10401.71 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.76 km/h.
Więcej o mnie.
------------------------------------------ Follow me on Strava ------------------------------------------
2012 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl

2022 baton rowerowy bikestats.pl
---------------------------------------------- Flag Counter ---------------------------------------------- Realtime Website Traffic ----------------------------------------------

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy axass.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 490.30km
  • Czas 21:48
  • VAVG 22.49km/h
  • VMAX 50.51km/h
  • Kalorie 15939kcal
  • Podjazdy 1631m
  • Sprzęt Accent Peak 29
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiślana Trasa Rowerowa

Poniedziałek, 6 czerwca 2022 · dodano: 08.06.2022 | Komentarze 3

Wiślana Trasa Rowerowa czyli „ja się nie gubię, ja zwiedzam”. Jako że ostatnio całym sercem wkręciłem się we freelancerkę, kręcenie pedałami zeszło na dalszy plan. Ale nie aż tak daleki. Podczytując sobie między zleceniami o ciekawych szlakach w Polsce skierowałem uwagę na Wiślaną Trasę Rowerową (WTR). Mając w pamięci fenomenalną trasę jaką jest Velo Dunajec ochoczo przystąpiłem do planowania. W tym roku sezon jest miażdżący. W pół roku przejechane coś koło 3,5 tysia, najdłuższy wypad to 160 km więc po takiej solidnej bazie wypadałoby polecieć longiem coś dłuższego. Padło na lewobrzeżną część WTR wiodącej od ujścia Wisły w górę rzeki przez województwa Pomorskie i Kujawsko - Pomorskie. PKP jak zwykle nie zawiodło. Opóźnienie 25 minut to prawie jak przed czasem. Z Gdańska zacząłem nagniatanie przed 15 stą w poniedziałek. Po przebiciu się przez miasto wjechałem wreszcie na peryferia. I tutaj kozak – ładna trasa, wiodąca wałem z którego rozpościerał się widok na leniwie płynącą wodę, zachęcała do kręcenia. Mimo że powietrze było ciężkie, zapychające oskrzela i pory, jechało się bardzo przyjemnie. Miłe meandrowanie, rower i przeszywający zastygłe powietrze głos skowronków polnych i zaalarmowanych czajek sprawiał że micha sama się zaczęła cieszyć. Flow z jazdy nie zakłócił nawet popadujący deszczyk. Dając się ponieść emocjom, zostawiłem na dobry początek bidon w sobieszewskim sklepie. Oh well, shit happens. Chłonąc widoki i oszczędzając wodę dotarłem do Tczewa gdzie rzutem na taśmę wbiłem do sklepu rowerowego i zaopatrzyłem się w nowy...identyczny bidon. Do tej pory trasa bardzo w porządku, żadnej nudy, nawierzchnia od asfaltów, przez trelinkę po utwardzone gruntówki. Jadąc dalej przez Gniew do Grudziądza proporcje zaczęły się zmieniać. Coraz więcej lokalnych wiejskich asfaltów bez ścinających z nóg widoków. Wyobrażenie o witaniu wzrokiem królowej polskich rzek zaczęło odpływać w mglistą przyszłość. Zapadł wieczór więc zaczęło coraz mocniej padać. Ale nóżka podawała więc jechało się dobrze nawet po bydgoskich płytach. Wytrzęsło mnie tam tak że oranżada z komunii zaczęła się odbijać. Po drodze przed miejscowością Nowe dane mi było pobłądzić w lesie. I tutaj już miałem przedsmak kolejnego dnia czyli podróż przez kopne i wilgotne od deszczu piachy. Deszcz popaduje w małych i większych porcjach, zmierzch zapada, a mnie trasa wysyła w nieznanym lesie w nieistniejącą ścieżkę której Bear Grylls by nie znalazł. Żeby się z tego Fangornu wydostać, użyłem wszystkich nabytych przez dziesiątki lat umiejętności przetrwania w kryzysowych sytuacjach czyli...powęszyłem do granic możliwości mapkę na nawigacji i przepchnąłem się do wyjścia. Około 4 nad ranem przed Toruniem już miałem przesyt wilgoci. Jadąc lasem wyczaiłem wybornej urody wiatę. Postanowiłem zrobić tutaj dłuższą przerwę. Wbiłem się w awaryjnego bivi baga i nawet nie wiem kiedy porwał mnie Morfeusz. Drzemka była krzepiąca, ciuchy z deczka przeschły a leśny hurgot ptaszorów dodawał energii. Mimo odpoczynku boląca dupa i dokuczający ból karku soczyście doskwierały. Droga do Ciechocinka to już inna bajka. Przepychanie przez piachy, pozaklasowe drogi gruntowe i asfalty wyglądające jakby były tworem szalonego mizantropa porwały na strzępy resztki zaangażowania w jazdę. Odziany w łachmany przyjemności z jazdy postanowiłem jechać wreszcie na jakieś śniadanie. Jako że energetyczne bułki z konserwą tyrolską już mi się przejadły poszedłem w kierunku bułek z parówkami. Tak pokrzepiony sodem i potasem ruszyłem na Włocławek. Zrobił się ukrop, pot zalewał oczy, chmary muszek nie dawały oddychać na postojach. Pożegnanie z WTR nastąpiło w Gostyńsko - Włocławskim Parku Krajobrazowym. Tutaj żonglując przekleństwami na ostatnie piaszczyste odcinki i dostając zmęczeniowej głupawki ruszyłem na Kutno. Standardowo dostałem wiatr w pysk więc lemondka poszła w ruch. Po drodze milion przerw z błahych powodów byle tylko stanąć i się rozprostować. Ostatni zdrowy przycisk nawigacji rozpadł się więc trzeba było pobawić się w MacGyvera i przywrócić nawigowanie po nawigacji żeby dalej nie zgubić trasy. W Kutnie zgubiłem trasę. Po 400 km gdzieś z dala od zgiełku miasta wyczaiłem spokojną kutnowską ławeczkę i z rozpiętą koszulką chłonąłem zimną Pepsi. Nagle z tego błogostanu wyrwał mnie krzyk typa z przejeżdżającego BMW „ubierz się ty kurwo ty”. Rozejrzałem się i nikogo prócz mnie nie było w okolicy. Nie siedziałem też pod latarnią. Jednak na wszelki wypadek gdyby Janusz semantyki wracał i chciał uskuteczniać dialog, zawinąłem się z tego miejsca jak najszybciej. Takie sytuacje powodują że zwierzęta i las w nocy mnie nie przerażają, miasto i niektóre osobniki alfa w nim zamieszkujące już tak. Na sam koniec dojechały mnie wzniesienia PKWŁ więc wpadłem na chatę już solidnie zajechany. Finał to 491 km na strzał, kilkanaście nowych gmin w koszyku i choć trochę rozczarowująca, nowa trasa zaliczona. Liczę że odcinek śląski i małopolski WTR jest bogatszy w widoki i estetyczne doznania. Ale to już organoleptycznie sprawdzę. Choć przerw na trasie wyszło tyle że logiczniej byłoby kimnąć w agro i jechać w pełni wypoczętym to wyrypę i tak uważam za udaną. Dobrze jest wiedzieć że głowa nadal jeździ a nóżka podaje. Jadę dalej!!!







Komentarze
axass
| 12:02 niedziela, 12 czerwca 2022 | linkuj Dzięki, jeżdżę longiem i pisze longiem :P. BS importuje wpisy z Stravy a tam się nie napinam nad formą, ale następnym razem coś pomyślę.

Trasa zaorała dupę, brak wyjeżdżenia w tym roku daje popalić :)
Trollking
| 18:20 sobota, 11 czerwca 2022 | linkuj Gratuluję dystansu, świetnej relacji (raz jeszcze błagam tylko o akapity, bo mnie oczy bolą) oraz porannych leśnych zdjęć - miazga :)
eliza
| 18:06 środa, 8 czerwca 2022 | linkuj trasa jawi się jak pokutny koszmar, ale relacja prześwietna i zdjęcia doskonałe. Gratki:)))
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa mpote
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]