Info

avatar Ten blog i rower prowadzi axass z miasteczka Gałków Mały. Na razie mam przejechane 198936.25 kilometrów w tym 10401.71 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.75 km/h.
Więcej o mnie.
------------------------------------------ Follow me on Strava ------------------------------------------
2012 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl

2022 baton rowerowy bikestats.pl
---------------------------------------------- Flag Counter ---------------------------------------------- Realtime Website Traffic ----------------------------------------------

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy axass.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 1110.29km
  • Czas 44:33
  • VAVG 24.92km/h
  • VMAX 46.44km/h
  • Kalorie 17886kcal
  • Podjazdy 4052m
  • Sprzęt Planet-X
  • Aktywność Jazda na rowerze

ultramorze...

Poniedziałek, 17 sierpnia 2020 · dodano: 24.08.2020 | Komentarze 7

Ultraurlop, ultragminobranie, ultrazmęczenie. Czyli ponad 1100 km bez noclegu w 56 godzin. Czysta jazda i powalające zmęczenie. Nie było by tego bez roweru i chorego umysłu. Na urlop chciałem pojechać rowerem w jedyne słuszne miejsce na ziemi czyli nad Bałtyk. Chciałem też zrobić długą trasę oscylującą w granicach 1000 km by zobaczyć jak organizm reaguje na zmęczenie. Chcieć znaczy móc więc spakowałem sandałki i białe skarpetki w tobołki. Po przymiarkach wyszła trasa uszyta na ponad tysiąc kilometrów. Wiodła z Gałkówka do Złotoryi i jeszcze kawalątek na zachód do miejscowości Leśna. Ten fragment miał przynieść obfite obłowienie się w gminy. Przez Leśną biegnie fragment trasy ultramaratonu do okoła Polski (MRDP) którym chciałem jechać aż pod Międzyzdroje. Ten fragment miał przynieść zaspokojenie ciekawości. Od okolic Międzyzdrojów dalej na wschód i jazda docelowa czyli Smołdzino w PK Słowińskim Parku Narodowym. Ten fragment miał dać wytchnienie i natchnienie na plażing;-). Po mikrospakowaniu w tobołki rowerowe poleciałem na Złotoryję. Poniedziałek jechałem po patelni krajówek i innych tego typu obleganych dróg. Nabiał się gotował a woda w bidonach schodziła tak szybko że Panie za ladami nie nadążały przynosić kolejnych porcji. Tak w międzyczasie zaliczając burze i pierwsze zmoknięcia, trafiłem na Pogórze Kaczawskie. Piękne miejsce mówią. Tyle że w nocy z tego piękna nie wiele zostaje prócz znaków informujących o spadających kamieniach z urwiska. Tyle i aż tyle. Bo po wdrapaniu się na podjazd widok rozświetlonej miejscowości w dole robi niesamowite wrażenie. Nie dość że na niebie gwiazdy to jeszcze w dolinie skrzą się światła domostw. Cudnie po prostu cudnie. Power is back. Od Leśna leciałem na północ i na razie siły dopisywały. Nocka dała ulgę spieczonej facjacie. Było już coś koło 400 km ale noga nadal podawała. Z tego okresu czasu najlepiej pamiętam Zgorzelec nocą. Oświetlony i odbijający się w Odrze. Idealne miejsce na posiadówkę. Nawet jazda miejskim brukiem nie przeszkadzała. Podczas nocnej wojaży postanowiłem skorzystać z zachwalanej przez ultrasów krótkiej regeneracyjnej drzemki. A skoro już powoli zacząłem słyszeć głosy w głowie zacząłem wypatrywać przystanku. Trafiłem na fajny postój ale z drzemki nici. Wybiła piąta rano i bez snu poleciałem dalej. Wtorek przywitał deszczem. Momentami nawet obfitym. Zaczesywało chwilami tak że buff pod kaskiem nie dawał rady i cała solniczka potu leciała po oczach. Jakby tego było mało to jeszcze co chwila trafiałem na bruki, kocie łby czy tam jak zwał tak zwał. Otoczaki wbite w ziemię. Koła się ślizgają, ja nic nie widzę, napęd chrzęści. Ale cały kram jedzie. Może z 10 km/h na godzinę ale jedzie. W Gubinie, mokry i zmęczony, mimo że nie chciałem siary robić, zebrałem się w sobie i doładowałem motywacją, czyli pomidorówką i zapieksem w przydrożnym barze. Podziałało. Mimo że cały czas padało pojechałem dalej. Po kilku godzinach pogoda się wyklarowała. Dobiłem do Osinowa Dolnego i tam raj dla oczu. Rozlewiska Odry, zachód słońca, zero ruchu. Ptaszory podśpiewują, żurawi klangor brzmi w zastygłym powietrzu. Droga marzenie. Do Cedyni byłem w siódmym niebie. Potem kolejna nocka. Trasa MRDP się skończyła i zacząłem nagniatać swoje. Zmęczenie i senność już grubo ryła beret. Zacząłem widziec głosy. Tym razem osławiona drzemka zadziałała. Przystanki wolne nic tylko sobie nocleg wybrać. Kark boli od zadzierania głowy na lemondce, ręce po kamulcach też dostały niezły wycisk. Pod dupą boląca narośl się zrobiła. Po oględzinach okazało się że to rower. Oczy zamykają się mimowolnie. To jakby chcieć obejrzeć film w TV na który się długo czekało ale i tak senność robi swoje i człowiek odpada. Do miejsca docelowego wpadły jeszcze trzy takie noclegi i każdy dawał regenerację. Ostatni odcinek jazdy zresetował siły konkretnie. Kumulacja radości. Pod wiatr, kamienie i jeszcze patelnia. Ale jak plan to plan i mimo podjazdów 5% kolejna gmina za Koszalinem wpadła. Docelowy nocleg nie wypalił ale...nie o cel chodziło. Cała trasa bardzo męcząca. Pierwszy raz w życiu zrobiłem 1kkm. Zmierzyłem się z samym sobą. Z obawami, strachem i z "kurwa może nie dam rady". Użyłem tyle sudocremu że gdyby to był krem przeciwzmarszczkowy to by mi się przedziałek wyprostował, spałem na ławkach jak żul, jechałem jak szaleniec i leciałem w dół jak Ikar. Zmęczyłem się jak po orce wół . Jeszcze dwa lata temu myślałem że taka jazda jest nierealna. Ale jeśli nadal oddycham to znaczy że tak źle nie było.


bolid na starcie  w poniedziałek o 9.00


pierwsza fota trasy


gdzieś przed Legnicą


przed Legnicą tym razem w deszczu i po bruku


Moda na Sukces czyli Bruk Shields nocą


Złotoryja i Pogórze Kaczawskie


Lwówek Śląski


Zgorzelec czyli nocny mistrz tej nocy, klimat majstersztyk


Kończymy z tym. Ile można lać ten asfalt. Czas na nową jakość, czas na kamienie


Szamka. Twarożek, bułka i sudocrem podstawą zdrowej diety


przeprawa promowa na Odrze


Siekierki. Czołg stoi - oczywiście na bruku


okolice Osinowa Dolnego - rozlewisko Odry. Najlepszy odcinek asfaltu i widoków na trasie


patelnia i podjazdy pod wiatr


docelówka


trochę lansu


bolid na mecie


Kategoria ultra 500



Komentarze
dodoelk
| 07:17 sobota, 29 sierpnia 2020 | linkuj kawał trasy...
axass
| 18:39 wtorek, 25 sierpnia 2020 | linkuj nosor
Dzięki, zmiany wyjdą z czasem, pewnie przy najbliższym badaniu prostaty:P. Generalnie na plus na pewno wzmocnienie psychiki na dłuższe dystanse.
axass
| 18:35 wtorek, 25 sierpnia 2020 | linkuj @Trollking
Padła liczba która spowodowała że sam padłem:). Zgadzam się, bruku i dzwoniących plomb nigdy dosyć :)
axass
| 18:30 wtorek, 25 sierpnia 2020 | linkuj Kolzwer205, dzięki, fakt że trzeba się nieźle przetyrać jednak większość jedzie się "głową". Jak ona nie poda to nóżka też nie poda:)
nosor
| 16:14 wtorek, 25 sierpnia 2020 | linkuj Gratuluję. Zastanawiam się ile nieodwracalnych zmian w Pana organizmie spowodował ten wyczyn.
Trollking
| 16:32 poniedziałek, 24 sierpnia 2020 | linkuj Ile?????? Nie gadam z Tobą :)

Wielkie, wielkie gratulacje. Tysiąc, do tego solo, bez osób pomagających... No mistrz.

Następnym razem zrobię Ci zwiedzanie Poznania tylko po bruku, żebyś się godnie przygotował do 2 tysiaków :)
Kolzwer205
| 11:13 poniedziałek, 24 sierpnia 2020 | linkuj Gratulacje! Szczęka opada przy takim dystansie i sposobie jazdy z niewielką ilością snu, nie każdy może pozwolić sobie na taki wyczyn, bo faktem jest że trzeba mieć do tego końskie zdrowie.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa owduz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]